MASTER – Master; LP; Hammerheart Records, Original un-triggered mix
Debiut MASTER pierwotnie wydany przez Nuclear Blast ukazał się w roku 1990 i zanim usłyszałem omawianą obecnie niezremasterowana wersję, musiało minąć sporo lat. Na wersji z 1990 r. wszystko brzmiało zbyt sterylnie, w tamtym czasie nie byłem świadom tego, że istnieje inna wersja tego materiału. Po latach, kiedy to w końcu dopadłem te nagrania w swojej pierwotnej formie, zrozumiałem ile ta muzyka zatraciła przez mastering NBR.
W originale czuło się tą stęchliznę, brud, to naturalne brzmienie tak kochane przez nas. Może dlatego częściej sięgałem po Fuckin' Death DEATH STRIKE niż po debiut MASTER. :-) Na szczęście po latach Paul odgrzebał w swoich archiwach wersję z 1989 i po latach w końcu ukazało się to w różnych formach, w tym na omawianym teraz winylu.
Oba debiuty DEATH STRIKE i MASTER łączy osoba Paula Speckmanna, ale także kilka utworów pojawia się na obu wydawnictwach m.in.: The Truth, Re-Entry and Destruction, Mangled Dehumanization czy Pay To Die.
Nigdy mi to przeszkadzało, bo w obu przypadkach są to naprawdę genialne wersje. Poza wspomnianymi powyżej utworami na debiucie MASTER pojawia się w ultra szybkiej wersji cover BLACK SABBATH Children of The Grave. Ponadto otwierający całość, zmodyfikowany hymn USA jako Pledge of Allegiance do dziś robi niezłe wrażenie. Na płycie pojawił się również cień przeszłości, czyli Funeral Bitch.
Warto również zwrócić uwagę na totalny rozpieprz, czyli instrumentalny Terrorizer. Całość materiału to niespełna 28 minut, za to posiada to tak niesamowity ładunek bestialstwa, że szok. Naprawdę trudno uwierzyć, że minęło tyle lat od premiery tego albumu. Te numery do tej pory potrafią uskutecznić w umyśle niezłą dewastację.
Oczywiście przez te wszystkie lata MASTER nagrał sporo dobrej muzyki, w sumie 14 studyjnych albumów i sporo innych wydawnictw, ale ten materiał ma dla mnie szczególne znacznie. Obok Fuckin' Death najczęściej słucham właśnie debiutu MASTER.
Sentyment na pewno ma tu spore znaczenie, poza tym kocham to brudne brzmienie, te nieokrzesane riffy, plugawe wokale à la Cronos. Jest w tej muzyce po prostu więcej Diabła i może dlatego jest to tak bliskie mojemu sercu.
Jest jeszcze jedna rzecz, te numery na żywo to istne szaleństwo. Ktoś kiedyś powiedział, że w prostocie drzemie siła – zgadzam się z tym w zupełności. To samo dotyczy stwierdzenia, że trzyosobowe składy tworzą najciekawszą muzykę – doskonałym tego przykładem jest właśnie ten ponadczasowy debiut MASTER.
Miałem kilkukrotnie okazję usłyszenia większości tych numerów na żywo i za każdym razem było to jedynie w swoim rodzaju przeżycie. Dewastacja i Morderstwo!!!!!!!!!!!!
Wiem, że w obecnych czasach, gdy wychodzi tak wiele muzyki, często zapominacie o tych klasycznych dziełach, dlatego chciałem Wam przypomnieć o istnieniu tych krążków, byście po latach odkryli na nowo drzemiącą w tych nagraniach siłę.
Sam osobiście mam trudności z przyswajaniem większości nowej muzyki, oczywiście zdarzają się młode zespoły, które mają w sobie to coś, a ich muzyka ma wiele wspólnego z tym, co tworzyło się 3-4 dekady temu. To niezwykle budujące, ale przyznam się szczerze: najczęściej sięgam jednak po muzykę, która kształtowała moje gusta muzyczne. DEATH STRIKE czy MASTER, choć nie są tak ważne dla mnie jak BATHORY czy CELTIC FROST, to jednak mają w moim sercu specjalne miejsce.
NecronosferatuS