PROTECTOR – Excessive Outburst of Depravity; LP 2022; High Roller Records
Czas pandemii dla wielu artystów był trudnym okresem – brak możliwości grania koncertów, izolacja i wiele czynników z tym związanych na pewno nie pomagały. W przypadku PROTECTOR ten okres okazał się niezwykle twórczy. 13. października 2021 zespół zaszył się na miesiąc w sztokholmskim Humbucker Studio, by zarejestrować jeden z najciekawszych albumów w swej historii. Excessive Outburst of Depravity, bo tak zwie się to dzieło, to arcydzieło na miarę Golem, zresztą najbliższe brzmieniowo właśnie tej klasycznej płycie. PROTECTOR zadziwia tym, z jaką skrupulatnością potrafił przywołać oldschoolowy charakter swej muzyki, tak nierozerwalnie związanej ze swoimi pierwocinami. Pamiętajmy – ostatni album przed zawieszeniem działalności PROTECTOR The Heritage ukazał się w 1993 roku, a ich powrót nastąpił 20 lat później.
Mimo tak długiej nieobecności na scenie na Reanimated Homunculus udało się zespołowi niezwykle wiernie odtworzyć atmosferę z czasów swojej świetności. Nie był to jednorazowy kaprys grupy a świadome działanie – wszystkie cztery albumy PROTECTOR po reaktywacji spokojnie mogłyby być kolejnymi płytami ukazującymi się po Golem i Urm The Mad. Sam fakt, że ze starego składu pozostał jedynie Martin Missy, a reszta ekipy to nowi ludzie, tym bardziej zadziwia, bo udało się im w mistrzowski sposób stworzyć wierną kontynuację klasycznego brzmienia PROTECTOR. Wiele powracających z dłuższego niebytu zespołów nawet w oryginalnym składzie nie udała się ta sztuka.
Stronę A nazwaną Outburst otwiera bardzo dynamicznie zagrany Last Stand Hill. Energia towarzysząca temu nagraniu powala, wszystko gna do przodu jak oszalałe – świetny numer na początek albumu i jeden z moich ulubionych na tej płycie. Wokale Martina niszczą . Warto również zwrócić uwagę na iskrzące solówki Michaela.
Kolejny porywający numer na tej płycie to Pandemic Misery. I tu wszystko pulsuje niezwykłą energią, brzmienie gitary bezlitośnie wdziera się w umysł, wszystko gna jak oszalałe, pulsując z ogromną siłą. To mój kolejny faworyt na tej wyjątkowej płycie. Referat IV B 4 to wyjątkowy utwór z tekstem mówiącym o okrucieństwie obozów koncentracyjnych – nie dziwi mnie, że ten kawałek jest tak brutalny w swojej formie: wściekłość bijąca z tych riffów i agresja doskonale korespondują z warstwą tekstową tego utworu. Open Skies and Endless Seas to dla odmiany utwór w dużej mierze zagrany w średnich marszowych, tempach, choć nie całkiem pozbawiony żwawiej zagranych fragmentów. To także mój kolejny faworyt na tym albumie. Infinite Tyranny nawiązuje w szybszych fragmentach do Misanthropy i tu całość jest wypełniona niezwykle intensywną przemocą – słucha się tego z zapartym tchem.
Całość pierwszej strony zamyka nietuzinkowy Perpetual Blood Oath i tu mamy trochę wolniejszych momentów, choć utwór bynajmniej do wolnych nie należy – śmiem nawet twierdzić, że to jeden z najszybszych numerów na płycie. Po takiej dawce intensywności trudno dojść do siebie, a dopiero mamy za sobą stronę A...
Side Depravity, bo tak zwie się strona B, otwiera fenomenalny Thirty Years of Perdition. Kocham takie granie w średnich, marszowych tempach – ależ to niszczący numer; chyba najciekawszy na tym albumie. Słuchając tego kawałka, nie mogę się nadziwić, jak wielką ma to siłę oddziaływania. Cleithrophobia to kolejna nawałnica brutalności, ze sporą dozą rockandrollowego feelingu.
Czuje się w tym numerze namacalnie obecność Diabła. Toiling in Sheol to kolejny ukłon w stronę nawałnicy brutalności i niepohamowanej furii, to niemal black metalowy numer z tymi typowymi dla Protector zwolnieniami, niezwykłą solówką Michaela i sekcją rytmiczną rozpędzającą bestię do ultra szybkich temp – ależ to niszczy, szok! Shackled by Total Control – i tu nie liczcie na balladę. ;-) Całość albumu zamyka równie dynamiczny Morse Mania, po takiej dawce intensywności trudno ochłonąć. Powiem Wam, że już dawno tak mną nie pozamiatało. Już nie mogę się doczekać, by usłyszeć utwory z Excessive Outburst of Depravity na jesiennym koncercie PROTECTOR w Polsce.
Nowa płyta Protector, to album do którego często powracam i za każdym razem sprawia mi to wiele radochy.
NecronosferatuS