HAWAII – The Natives Are Restless; LP 1985; Steamhammer
Mało znane, mało grane:
Postanowiłem tym razem przypomnieć Wam drugi album legendarnej formacji Heavy/ Power Speed Metalowej ze znanym i lubianym gitarowym wymiataczem Martym Friedmanem. Sam zespół pochodził z Honolulu USA, a jego początki sięgają roku 1982 i choć HAWAII nie istniał zbyt długo, pozostawił po sobie dwa wyśmienite albumy: One Nation Underground z roku 1983 i omawiany obecnie The Natives Are Restless.
Słuchając teraz tych nagrań widać, że czas obszedł się z tymi utworami niezwykle łaskawie, do dziś nie straciły one na swojej sile rażenia i nadal słucha się tego naprawdę przyjemnie. Dodatkowym atutem tego albumu jest szorstkie, niewypolerowane brzmienie, co w zestawieniu z obecnymi produkcjami nieźle potrafi człowieka sponiewierać. Dla fanów twórczości Marty’ego Friedmana charakterystyczny styl jego gry jest już na pewno rozpoznawalny, gitary mocno zaznaczają tu swoją obecność i choć jest to bardzo surowe i nieokrzesane może właśnie dlatego jest tak urokliwe?
Przy tym jest to niezwykle chwytliwe, przypomina to momentami Shout at the Devil, szczególnie jeżeli chodzi o brzmienie gitary prowadzącej i manierę śpiewu Eddiego Day, która momentami przypomina Vince Neila, choć w przypadku Eddiego, to zdecydowanie mocniejszy wokal. To podobieństwo zauważalne jest szczególnie na jednym z moich ulubionych na tej płycie numerów Call of The Wild i muszę również zaznaczyć, że podobieństwa HAWAII względem MÖTLEY CRÜE są tu szczątkowo zauważalne.
Call of The Wild to nie jedyny numer, który do dziś potrafi nieźle pozamiatać, i to nie tylko za sprawą gitarowych partii MF, mocno wyróżniających się już wtedy na tle całej masy albumów z tamtego okresu. Warto zwrócić uwagę na niebanalny, otwierający stronę B Unfinished Buisness – to totalna jazda bez trzymanki. Doskonały Speed Metal, jaki kochamy najbardziej. The Natives Are Restless, to album broniący się do dzisiaj i powiem Wam, że słucha mi się tego znacznie lepiej niż wtedy, kiedy po raz pierwszy było mi dane usłyszeć ten album. Byłem wtedy bardzo mocno wkręcony w BATHORY/ CELTIC FROST, dlatego zespoły typu HAWAII wtedy mnie nie ruszały.
Sięgając po latach po oba albumy tego zespołu, stwierdzam, że debiut One Nation Underground jest dla mnie bardziej nośny. Tak czy inaczej, oba albumy oceniam bardzo wysoko.
Jeśli z jakichś powodów nie mieliście okazji zapoznać się jeszcze z twórczością HAWAII, koniecznie sięgnijcie po ich muzykę, a gwarantuje Wam, że przypadnie Wam ona do gustu!!!!
NecronosferatuS