ANVIL -Forged In Fire LP Polidor 13.04.1983
WYKUTY W OGNIU
ANVIL
Pamiętam czas, kiedy po raz pierwszy było mi dane usłyszeć Forged In Fire – album pod każdym względem doskonały, ale niestety o kilka lat spóźniony. Rok 1983 to czas muzycznej ewolucji, powstawanie nowych, brutalniejszych podgatunków METALU. Klasyczny Heavy Metal czy nawet Speed traciły na swojej sile oddziaływania – głód brutalniejszych dźwięków w tamtym czasie sprawił, że wiele zespołów zaczęło wyścig, kto zagra brutalniej i szybciej. Wszystko za sprawą jednego trio z Castle, mowa oczywiście o przedstawicielach NWOBHM – VENOM. Ich pierwsza trasa po USA sprawiła, że z dnia na dzień większość Heavy Metalowych zespołów zaczęła grać znacznie szybciej. Tak powstał Speed Metal, który stopniowo zaczął przeradzać się w coraz brutalniejsze odmiany: Thrash, Death itd., ale nie uprzedzajmy faktów…
ANVIL, istniał wcześniej pod inną nazwą, jednak ostatecznie jako ANVIL narodził się w roku 1981. W tym roku zespół 25 maja ofiarowuje światu swój debiutancki album Hard 'n' Heavy. Wydawcą tego albumu zostaje Attic Records. Mimo dość archaicznego brzmienia materiał zwraca uwagę wielu fanów, utwory AC/DC, Bedroom Game, Oooh Baby czy Hot Child z czasem stają się prawdziwymi klasykami. Na płycie obok autorskich utworów ANVIL pojawił się cover ROLLING STONES Paint It Black, w późniejszych czasach z powodzeniem grany przez wielu metalowych wykonawców.
15 lutego 1982 roku ANVIL wypuszcza swój drugi album Metal On Metal. Materiał ze znacznie mocniejszym brzmieniem a całość zagrana z pazurem. Utwór tytułowy, March of the Crabs, Mothra czy zamykający całość albumu 666, to już zupełnie inne oblicze ANVIL. To zdecydowanie pięć minut Kanadyjczyków. Zanim zespół wyruszył z Metal On Metal w trasę po Stanach, zdążył do 1984 roku odwiedzić Europę i Japonię, gdzie w Tokio zagrał koncert stadionowy. ANVIL otwierał również jeden z koncertów AEROSMITH. Warto również nadmienić, że podczas letniej trasy Kill 'Em All For One 1983, ANVIL grał jako headliner sporo koncertów z METALLIKĄ na Wschodnim Wybrzeżu (dwa tygodnie między Bostonem a Baltimore, wyprawa do Rochester, NY). Wydawało się, że wszystko układa się niezwykle pomyślnie dla ANVIL. Spoglądając z perspektywy czasu na to, co działo się na metalowej mapie świata ANVIL & EXCITER byli mocną reprezentacją kanadyjskiej sceny, VENOM, MOTÖRHEAD i RAVEN niepodzielnie panowali po drugiej stronie Atlantyku, a jeżeli chodzi o USA – coraz bardziej rosła w siłę METALLICA. To był czas metalowej transformacji, w tamtym okresie powstawały kolejne podgatunki metalu: Power, Speed, Thrash, Black, wszystko za sprawą NWOBHM.
13 kwietnia 1983 roku ANVIL wydaje swój OPUS MAGNUM, wspomniany już album Forged in Fire. To bez wątpienia najlepszy materiał tego zespołu. Takie utwory jak tytułowy, Free as the Wind czy zaśpiewany przez Robba Reinera Never Deceive Me, to miód dla mojej duszy. Forged in Fire mimo doskonałej produkcji, świetnych aranżacji i doskonałej muzyki stracił swój impet. Oto na rynku Amerykańskim pojawiają się dwa albumy, które przewróciły wszystko do góry nogami: Kill Em All – METALLICA (którego premiera wypadła na 25 lipca 1983) i Show No Mercy – SLAYER (która na rynku pojawia się 3 grudnia). Warto również przypomnieć, że w roku 1983, dokładnie 30 października, ukazuje się w Europie debiut MERCYFUL FATE – Melissa, bez wątpienia album, który miał również spory wpływ na stylistyczny tygiel nowo powstających podgatunków Metalu. Ta cała sytuacja sprawia, że z dnia na dzień ANVIL traci grunt pod nogami. Ich czwarty album Strength of Steel wydany w 1987 roku to ostatni album, który w jakiś znaczący sposób przykuł uwagę krytyków muzycznych, choć nie była to tak spektakularna muzyka, jak miało to miejsce w przypadku Forged in Fire. Słucha się tego do dziś całkiem przyjemnie. Oglądając dokumentalny film o ANVIL The Story of Anvil z 2009 roku, dowiadujemy się, z jakimi problemami borykali się na co dzień nasi bohaterowie. Wielu z nas postrzegło muzyków przed obejrzeniem tego filmu jako gwiazdy metalu, które żyją z muzyki. Rzeczywistość była zupełnie odmienna. Ten film uzmysłowił mi, jak tworzenie zespołu musiało kosztować Steva „Lipsa” Kudlowa i Robba Reinera wiele wyrzeczeń. Podziwiam tych panów za wytrwałość i bardzo cieszę się, że po premierze The Story of Anvil zaczęło im się dziać lepiej. To zespół legendarny i choć nigdy nie osiągnął spektakularnego sukcesu, dla wielu z nas jest bardzo ważny. W ciągu 42-letniej kariery pełnej wzlotów i upadków wydał 20 albumów oraz całą masę mniejszych materiałów jak demo, epki czy kompilacje. Podziwiam ten band za to, że cały czas, mimo wielu trudności niosą ten metalowy sztandar i tworzą muzykę z pasją.
NecronosferatuS