MASADA Hideous Rot EP 2013
Przy obecnym boomie na wszystko, co jest oldschool, zapomniane, pogrzebane w czeluściach piwnic wytwórni muzycznych, które, niby to przypadkiem, odkrywają niezliczone albumy, dema i epki, rehy i advancetape, nieco undergroundowa wydaje się obecna scena amerykańska. Nie mówię tu bynajmniej o takich tuzach jak IMMOLATION czy INCANTATION, które od lat produkują album za albumem, ku uciesze tak zwanych "ofiar heavy metalu," czyli ludzi, którzy łykają dosłownie wszystko, co wyprodukowano na scenie (amerykańskiej, europejskie i nie tylko) i jest spod znaku brutal death metal. Czy to dobrze czy źle? Uważam, że raczej źle, bo takie masowe podejście do muzyki (wydawanie kolejnych albumów o ściśle określonych porach roku, w czym lubuje się nasz nieszczęsny VADER na przykład) zabija ducha podziemia, który, jak uważam, powinien w muzyce death/black metal przeważać. Masowa produkcja, reedycje, itp. zabijają muzykę, bo się ona rozpływa…no a jak na tym tle prezentuje się MASADA? Co to za zespół, należałoby zapytać? Krótko – to kolejny zespół gwiazd różnej wielkości (Chris Milewski ARYAN TORMENTOR, Cazz "The Black Lourde of Crucifixion" Grant CRUCIFIER, GBK i tysiące innych, Matt Dwyer RELLIK, Craig Smilowski GOREAPHOBIA, IMMOLATION). Ale to nie jest materiał "wyprodukowany" po to, żeby zarobić parę złotych i sprzedać się to tu, to tam, ale materiał nagrany z czystej potrzeby grania tego, co w duszy gra. Bo MASADA to bardzo fajny, brudny i archaiczny thrash/death, taki w klimacie (wczesnych) lat dziewięćdziesiątych. Fajnie się tego słucha i fajnie to wszystko wygląda. Lubię takie podejście i cieszy mnie fakt, że USA to nadal miejsce, gdzie ludzie mają metal w sercu. Poszukajcie tego stuff`u, bo jest świetny. Acha, nowy CRUCIFIER już niedługo… Attack!
Paweł Wojtowicz