NEKRON- Diadre CDR 2013 Szron Production
Czy pamiętacie poznański IMMANIS i ich bardzo oryginalną wariację na temat kompozycji KAT „Masz mnie wampirze”? Ten utwór znalazł się na trybut albumie „Czarne zastępy w hołdzie KAT”. Już wtedy zespół zdradzał zamiłowanie do instrumentów klawiszowych, ale zanim miało było nam dane usłyszeć solowy debiut Nekrona musiało upłynąć ponad 15 lat. Naprawdę warto było czekać bo jest to ze wszech miar niezwykle ujmująca muzyka, hipnotyczny bardzo nastrojowy Black Metal przypominający stylistycznie dokonania BURZUM z czasów „Hvis Lyset Tar Oss” czy „Filosofem”. Cieszy to tym bardziej, że Varg już tak nie gra. NEKRON skutecznie wypełnił tą pustkę oddając w nasze ręce doskonałe „Diadre”. Album dzieli się na dwie części. Pierwsza podstawowa to cztery wokalno instrumentalne kompozycje, druga - jeden nieco ponad 15to minutowy instrumentalny utwór zagrany na klawiszach - tworzy niezwykłą atmosferę. Od płyty bije niesamowita aura z jednej strony coś niezwykle przejmującego a z drugiej nostalgia, smutek. Wyraziste muzyczne pejzaże w chłodnym depresyjnym tonie okraszonym zimnym brzmieniem gitary, i tymi charakterystycznymi lodowymi tłami niczym ze ścieżki filmowej Carpentera The Thing robia powalające wrażenie. Warto również zwrócić uwagę na przejmujące, niemal histeryczne wokale. Całość leniwie płynie w wolnym transowym metrum ocierając się momentami o ambient wszystko za sprawą klawiszowego tła które spowija całość. Muzyka posiada potężną siłę oddziaływania, z łatwością przenikając słuchacza zaklętą w dźwięki magiczną. To niezwykłe w jaki subtelny sposób udało się Nekronowi przeniknąć do umysłów słuchaczy roztaczając wokół senną, niemal hipnotyczną aurę skutecznie zniewalając wyjątkowymi dźwiękami, od których trudno się oderwać. „Diadre” to na wskroś magiczna muzyka. Wiele w tym smutku, gdzieś w podświadomości wyczuwa się kompozycjach nieokreślony niepokój, jak by wieszczenie czegoś mrocznego, nieuniknionego. To jakby pochód spowitych całunem śmierci dusz które dotykają słuchacza swoim przejmującym chłodem naznaczając nas głębokim przejmującym chłodem. Dziwne, nie próbujemy się z tego wyzwolić lecz zapadamy w głęboki sen z którego nie chcemy już się obudzić. „Diadre” choć nie tak dobra jak nagrana rok później „Border of the Light and Darkness” ma ogromną moc oddziaływania. Naprawdę warto sięgnąć po tę płytę! LWS