TRIPLE THRASH TRIUMPH 23/07/23 Katowice, Spodek

Do Katowic udało nam się przyjechać nieco wcześniej, tak, więc zanim weszliśmy do Spodka, spotkaliśmy się z całą masą znajomych. Była miła koncertowa atmosfera, wszyscy byli bardzo mocno podekscytowani, bo w końcu nie często trafia się okazja, by na jednym koncercie zobaczyć trzy legendarne Thrash Metalowe zespoły.

SACRED REICH

Całość tego wydarzenia miał otwierać SACRED REICH, który miałem okazję widzieć kilkukrotnie m.in. w roku 2017 na Brutal Assault, gdzie była totalna nawałnica z trąbą powietrzną, przez którą przerwano w brutalny sposób ich występ. Dwa lata później wystąpili ponownie na tym festiwalu, tym razem wszystko odbyło się bezproblemowo. Ich koncerty zawsze wywoływały spore emocje, dlatego bardzo się cieszyłem, że zaproszono ten zasłużony dla thrash metalowej sceny band na tą trasę.

Pod sceną zgromadził się całkiem spory tłum maniaków, kiedy rozbrzmiały pierwsze takty utworu Thin Lizzy The Boys Are Back in Town. Chwilę po nim na scenę wyszedł zespół, by rozpocząć swój show, które otwarli Manifest Reality. Na efekt nie trzeba było długo czekać – fani w odpowiedni sposób na to zareagowali. Pod sceną rozkręcił się niezły młyn, który trwał przez cały koncert, a kiedy rozbrzmiał One Nation z nieśmiertelnego Surf Nicaragua, szaleństwo niczym fala tsunami zalała skupisko szalejących maniaków pod sceną. To musiała być wielka przyjemność dla zespołu, który mógł obserwować ze sceny to szaleństwo, a to był zaledwie początek koncertu. Kolejny numer pochodzący tym razem z ostatniego jak dotąd albumu SACRED REICH – Awakening to chwytliwy Salvation. Na koncercie ten numer sprawdził się w 100%. Jest w nim ta koncertowa energia, przy której trudno ustać w miejscu. Zresztą to nie jedyny numer z tej płyty zagrany na tym koncercie. Poleciały kolejno Divide & Conquer i niszczący Killing Machine i choć tych numerów słuchało się doskonale, to jednak wszyscy czekali na klasyki takie jak Death Squad, który rozpieprzył na tym koncercie system. Ależ ten numer w wersji na żywo ma kopa, gitarowy duet Wiley Arnett/ Jozef Radziwill sprawdził się tu doskonale. Wielu cieszy fakt, że szeregi zasila Jozef Radziwill, miły Polski akcent. Kolejna porcja klasyki to Who's to Blame, Independent i tu było nieźle, choć prawdziwe szaleństwo miało się dopiero rozpętać podczas The American Way. Na dobitkę poleciał Surf Nicaragua.

Po takiej skondensowanej porcji mięsistego thrash metalu publiczność dość mocno się rozochociła, jak mówią, apetyt rośnie w miarę jedzenia i oto miał za chwilę wyjść na scenę weteran Teutońskiej sceny Thrash...

KREATOR

Trochę obawiałem się tego koncertu, mając w pamięci kilka wcześniejszych koncertów promujących Phantom Antichrist. Było to bolesne doznanie, kiedy Mille robił medleje z klasycznych numerów KREATOR, miast je grać w całości. Natomiast namiętnie grał sporo nowych numerów, które bardziej przypominały In Flames, niż klasyczny KREATOR, który bezgranicznie kochamy. Zdawałem sobie sprawę, że już nigdy nie będzie to ten sam zespół, który pamiętałem z Metalmanii 88/90, jednak cały czas łudziłem się, że tym razem setlista będzie wzbogacona o kilka konkretnych klasyków. Jak się potem okazało, było ich jak na lekarstwo. Słuchając ich w obecnym wykonaniu, rozumiem, dlaczego zespół unika wykonywania tych numerów na żywo, ale o tym za chwilkę. To, że koncert rozpoczął się od tytułowego numeru z ostatniej płyty Hate Über Alles, nie powinno nikogo dziwić, tym bardziej że numer na koncercie sprawdza się znakomicie. Kolejny numer tym razem to prawdziwy klasyk – People of the Lie z nieśmiertelnego Coma of Souls. Poprawił mi znacznie humor i byłoby jeszcze fajniej, gdyby Awakening of the Gods polecał w całości, a nie jak to miało miejsce tym razem, jako intro. Zamiast tego zespół zagrał Enemy of God. Cóż, trochę się tym faktem zirytowałem. Nie żebym nie lubił albumu Enemy Of God, ale trudno przyrównywać go do numerów z Pleasure To Kill. Na szczęście po Enemy of God poleciał Betrayer. Kocham ten numer, dlatego radochy przy tym nim było co niemiara. Niestety, setlista musiała zawierać również nowsze numery, jak Phobia, Satan Is Real, Hordes of Chaos (A Necrologue for the Elite) i choć osobiście te numery niespecjalnie mi leżą, widziałem, że ludzie doskonale się pod sceną bawili. Nieco lepiej wypadł tu 666 - World Divided. Może za sprawą pewnego rodzaju chwytliwości, która sprawdziła się na żywo, choć trudno mi oswoić się z nowym muzycznym kierunkiem, jaki preferuje od kilkunastu lat KREATOR. Phantom Antichrist czy Strongest of the Strong po prostu mnie nie ruszały, ot takie numery, na szczęście na koniec polecały trzy klasyki: Flag of Hate, Violent Revolution i wieńczący całość koncertu Pleasure To Kill. Niestety wykonanie tych numerów dawało wiele do życzenia. Mille nie jest już w stanie śpiewać tak gardłowych numerów, po prostu męczy się. Ventor nie wyrabia ultra szybkich temp, to niestety słychać, dlatego rozumiem, dlaczego KREATOR obecnie unika bardziej wymagającego repertuaru, wykonując sporadycznie klasyczne numery ze względu na fakt, że wielu z nas przychodzi na ich koncert tylko po to, by tych numerów posłuchać. Widać, że panowie przy tych kawałkach bardzo się meczą. Zmartwił mnie również fakt, że na tym koncercie nie zaśpiewał ani jednego numeru Ventor. Zawsze darzyłem większą estymom jego wokale, były bardziej bestialskie. Cóż, wszyscy się starzejemy, takie jest niestety życie. Mimo tych niedogodności miło było usłyszeć klasyczne utwory, szkoda tyko, że było ich tak niewiele.

Zdaję sobie sprawę, że chyba nie będzie nam dane już nigdy usłyszeć wykonania na żywo pełnych albumów Endless Pain czy Pleasure To Kill. Ech, chciałoby się mieć machinę czasu i wrócić choćby na chwilę do tamtych czasów.

NecronosferatuS

Po koncercie KREATOR przyszedł czas na występ gwiazdy wieczoru: MEGADETH, o którym to szczegółowo opowie Wam Die Hard Fan tego zespołu, Michał Cob:

W tym roku początek trasy Crush the World Tour 2023 przypadł na Polskę i katowicki Spodek. Dzięki temu, w kraju nad Wisłą gościliśmy zespół Megadeth aż trzy dni. Zespół z USA przez Frankfurt dotarł do Katowic 21 lipca o 14:40. Wtedy już można było zebrać autografy Dave'a Mustaine'a i spółki (oprócz Kiko Loureiro, który do Katowic przyleciał z córką z Helsinek). Następnego dnia od samego rana zespół zwiedzał miasto, a fani koczowali pod hotelem Monopol, żeby spotkać swoich idoli. Jednym się udało, drugim nie — tak to już bywa z Megadeth i ich charyzmatycznym liderem. Raz się odgradza od fanów prywatnym ochroniarzem, żeby później wieczorem robić sobie zdjęcia z fanami, siedząc w barze. W samych Katowicach dzień przed koncertem można już było poczuć atmosferę muzycznego święta. W centrum miasta, ludzie w koszulkach Sacred Reich, Kreator i Megadeth wyróżniali się zdecydowanie w tłumie przechodniów. Wszystkie te zespoły w muzyce metalowej odegrały ważną rolę, mając miliony fanów na całym świecie. Osobiście skupię się na koncercie Megadeth i otoczce, jaka panowała w tych dniach.

            W dniu koncertu, czyli 23 lipca 2023 (gdy również przypadała ważna data dla fanów Megadeth — w tym dniu Nick Menza obchodziłby swoje 59. urodziny, gdyby żył), punktualnie około godziny 21:20, przed samym wejściem zespołu na scenę, usłyszeliśmy w tle intro z albumu „Risk” — Prince of Darkness, które już od dawna towarzyszy występom Megadeth. Jako pierwszy publiczności zaprezentował się Dirk Verbeuren, następnie Dave, Kiko i James LoMenzo. Jako pierwszy utwór poleciał Hangar 18, który od lat otwiera widowiska Megadeth w hołdzie znanemu muzykowi z zespołu Pantera — Vinnie’mu Paulowi. Następnie dwa klasyki koncertowe – Wake Up dead i In My Darkest Hour.

            Nagłośnienie z samego początku nie było według mojej oceny idealne, zbyt mocno wybrzmiewała perkusja, ale zostało to szybko zniwelowane, przynajmniej takie odniosłem wrażenie. Spora liczba widzów narzekała również na wokal Mustaine'a, a ja nie, gdyż mając w pamięci jego wcześniejsze koncerty i problemy zdrowotne z rakiem gardła, to myślę sobie, że żaden super dźwiękowiec nie ustawi tego tak, żeby w tym aspekcie było idealnie dla wszystkich.

            Reszta setlisty nie była wielkim zaskoczeniem, świetnie było ponownie usłyszeć takie utwory, jak Angry Again, Tornado of Souls, Peace Sells, czy Holy Wars i Mechanix. Największym zaskoczeniem dla mnie na tym koncercie było zagranie utworu Dread And The Fugitive Mind z albumu The World Needs a Hero. Na żywo utwór ten słyszałem po raz pierwszy i było to bardzo energetyczne wykonanie, co zresztą znalazło uznanie wśród publiczności, dopingującej głośno Mustaine'a podczas wykonywania tego kawałka. Czuć było tak zwaną chemię między publicznością a artystami, również można było to odczuć przy utworach Symphony of DestructionHangar 18.

            Teraz trochę o samych muzykach. Zacznę od Dirka — nasuwa mi się tu jedno zdanie: bardzo dobra, solidna maszyna za perkusją, która jeszcze wiele wniesie do zespołu w przyszłości. James LoMenzo — ogólnie pozytywny występ. Jednak mam jedno ale – wstęp do utworu Peace Sells. Delikatnie mówiąc, troszkę mu nie wyszło, albo zrobił co mógł, albo po prostu David Ellefson jest w tym utworze nie do zastąpienia! Nie jestem muzykiem, ale coś tam dla mnie było nie tak. Ale też nie było tak źle, żeby zatrzeć ogólnie dobre wrażenie. Następnie Kiko Loureiro — widać, że w zespole czuje się bardzo dobrze, jest coraz mocniejszym ogniwem w ekipie Mustaine'a. Patrząc na lekkość, z jaką grał solówki i całe utwory, to naprawdę serducho się radowało, można patrzeć na jego grę godzinami i nic, tylko podziwiać. Również daje fanom nadzieję na przyszłość, że będzie tworzyć kolejne bardzo dobre albumy z Megadeth. W jego przypadku nie mogę nie nadmienić gry na akustycznej gitarze na początku utworu Conquer or die – na jakiś solowy akustyczny występ Kiko kupowałbym bilet w ciemno. Po prostu potwierdził, że jest w czołówce najlepszych gitarzystów. Sam Dave Mustaine mnie nie zawiódł, był klasą samą w sobie i było widać, że czuje się na scenie dalej bardzo dobrze i że muzyczna emerytura jeszcze daleko przed nim. Bardzo dobry kontakt z publicznością, nawet jak na jego występy mogę powiedzieć, że się rozgadał, choć niestety, nie wszystko mogłem usłyszeć. Ale po prostu się cieszę, widząc go w tak dobrym nastroju i zdrowiu.

            Powolutku kończąc, numerem jeden koncertu Megadeth był dla mnie utwór z trzeciego studyjnego albumu So far, So good... So what!, mianowicie In my Darkest hour, gdzie kawałek się rozkręcał z sekundy na sekundę, a na koniec to już totalna petarda. W skali od 1 do 10 koncert, to mocna 9, półtorej godziny thrashu na najwyższym poziomie. Czekam już na kolejny występ Megadeth w Polsce i kolejny album, bo zespół potwierdził tym półtoragodzinnym występem, że to jeszcze nie ostatnie słowo tej ekipy. Nie zamierzam porównywać tego koncertu do koncertów Sacred Reich i Kreator, bo uważam, że to bez sensu — każdy był inny: ani gorszy, ani lepszy, po prostu wszystkie trzy zespoły zagrały na bardzo wysokim poziomie i z tego się bardzo cieszę. I takich koncertów i festiwali wszystkim życzę.

Michał Cob

 

baa222

 


 

 

 

Informacje o wydajności

Application afterLoad: 0.001 seconds, 0.44 MB
Application afterInitialise: 0.023 seconds, 2.76 MB
Application afterRoute: 0.029 seconds, 3.43 MB
Application afterDispatch: 0.061 seconds, 7.50 MB
Application afterRender: 0.067 seconds, 7.75 MB

Zużycie pamięci

8200088

Zapytań do bazy danych: 12

  1. SELECT *
      FROM jos_session
      WHERE session_id = 'grp4qjf21flhc1p4l35qs5cpj0'
  2. DELETE
      FROM jos_session
      WHERE ( time < '1720044630' )
  3. SELECT *
      FROM jos_session
      WHERE session_id = 'grp4qjf21flhc1p4l35qs5cpj0'
  4. INSERT INTO `jos_session` ( `session_id`,`time`,`username`,`gid`,`guest`,`client_id` )
      VALUES ( 'grp4qjf21flhc1p4l35qs5cpj0','1720045530','','0','1','0' )
  5. SELECT *
      FROM jos_components
      WHERE parent = 0
  6. SELECT folder AS type, element AS name, params
      FROM jos_plugins
      WHERE published >= 1
      AND access <= 0
      ORDER BY ordering
  7. SELECT MAX(time) 
      FROM jos_vvcounter_logs
  8. SELECT m.*, c.`option` AS component
      FROM jos_menu AS m
      LEFT JOIN jos_components AS c
      ON m.componentid = c.id
      WHERE m.published = 1
      ORDER BY m.sublevel, m.parent, m.ordering
  9. SELECT template
      FROM jos_templates_menu
      WHERE client_id = 0
      AND (menuid = 0 OR menuid = 6)
      ORDER BY menuid DESC
      LIMIT 0, 1
  10. SELECT a.*, u.name AS author, u.usertype, cc.title AS category, s.title AS section, CASE WHEN CHAR_LENGTH(a.alias) THEN CONCAT_WS(":", a.id, a.alias) ELSE a.id END AS slug, CASE WHEN CHAR_LENGTH(cc.alias) THEN CONCAT_WS(":", cc.id, cc.alias) ELSE cc.id END AS catslug, g.name AS groups, s.published AS sec_pub, cc.published AS cat_pub, s.access AS sec_access, cc.access AS cat_access 
      FROM jos_content AS a
      LEFT JOIN jos_categories AS cc
      ON cc.id = a.catid
      LEFT JOIN jos_sections AS s
      ON s.id = cc.section
      AND s.scope = "content"
      LEFT JOIN jos_users AS u
      ON u.id = a.created_by
      LEFT JOIN jos_groups AS g
      ON a.access = g.id
      WHERE a.id = 1906
      AND (  ( a.created_by = 0 )    OR  ( a.state = 1
      AND ( a.publish_up = '0000-00-00 00:00:00' OR a.publish_up <= '2024-07-03 22:25:31' )
      AND ( a.publish_down = '0000-00-00 00:00:00' OR a.publish_down >= '2024-07-03 22:25:31' )   )    OR  ( a.state = -1 )  )
  11. UPDATE jos_content
      SET hits = ( hits + 1 )
      WHERE id='1906'
  12. SELECT id, title, module, position, content, showtitle, control, params
      FROM jos_modules AS m
      LEFT JOIN jos_modules_menu AS mm
      ON mm.moduleid = m.id
      WHERE m.published = 1
      AND m.access <= 0
      AND m.client_id = 0
      AND ( mm.menuid = 6 OR mm.menuid = 0 )
      ORDER BY position, ordering

Wczytane pliki języka

Nieprzetłumaczone frazy - tryb diagnostyczny

Brak

Nieprzetłumaczone frazy - tryb projektanta

Brak