LEFT TO DIE, 17.03.2023, Warszawa – Klub Proxima
Nie ukrywam, że bardzo lubię klubową atmosferę, gdzie spotyka się na koncercie całą masę znajomych z różnych stron kraju. Występ LEFT TO DIE miał być pierwszym koncertem w Polsce, wielu fanów DEATH przyjechało tu specjalnie, by usłyszeć na żywo utwory z dwóch pierwszych albumów tej Death Metalowej legendy, której częścią byli sprawcy całego zamieszania: Rick Rozz oraz Terry Butler.
To właśnie dzięki tym Panom mogliśmy usłyszeć tego wieczoru klasyczne utwory z albumów Scream Bloody Gore i Leprosy. Ktoś powie – po co kolejny cover band DEATH? DEATH TO ALL już wystarczy, po co kolejny band grający utwory z repertuaru DEATH? Uważam, że dzięki takim zespołom ta muzyka jest wiecznie żywa. Pewnie wielu z Was stwierdzi, że bluźnię, ale wydaje mi się, że nawet jeżeli żyłby dziś Chuck, te utwory w jego wykonaniu nie zabrzmiałyby tak jak w wykonaniu LEFT TO DIE. Muzyka DEATH za czasów Schuldinera nieustannie ewoluowała, stare utwory grane na koncertach przechodziły kolejne transformacje, coraz bardziej oddalając się od swojego pierwowzoru. Z jednej strony mogę to zrozumieć, bo zespół nieustannie rozwijał się warsztatowo, podnosząc sobie bardzo wysoko poprzeczkę, wynosząc muzykę na bardziej zaawansowany technicznie poziom, ale tracąc przy tym swój piwniczny charakter, za który kochamy debiutancki album DEATH. Z czasem klasyczne utwory DEATH na koncertach brzmiały inaczej, w przypadku LEFT TO DIE dostajemy porcję śmiercionośnego metalu w niezmienionej formie, to dla fanów wiele znaczy, bo brudne surowe brzmienie tych kompozycji to kwintesencja Metalu Śmierci.
Przedwczesna śmierć Chucka Schuldinera dla wielu młodych fanów przekreśliła możliwość obcowania z tą muzyką na żywo, dlatego idea powołania do życia LEFT TO DIE moim zdaniem jest tu jak najbardziej słuszna. Tym bardziej że LEFT TO DIE tworzą po części muzycy, którzy zasilali niegdyś szeregi DEATH.
LEFT TO DIE zafundował nam powrót do przeszłości, to dzięki temu koncertowi mogliśmy ponownie rozkoszować się atmosferą dawnych dni, czerpiąc przy tym ogromną przyjemność ze słuchania utworów DEATH w mistrzowskim wykonaniu LEFT TO DIE. Niczego innego nie można było się spodziewać, skoro skład tworzą takie legendy jak wspomniani już: Rick Rozz (Death/ Massacre), Terry Butler (Death/ Obituary/ Massacre), czy Matt Harvey (Exhumed), Gus Rios (Gruesome/ Malevolent Creation).
Zanim na scenie pojawiła się ekipa Ricka Rozza, mieliśmy okazję zobaczyć dwa polskie zespoły. Jako pierwszy pojawił się gdański Frightful wykonujący z powodzeniem staroszkolny Death Metal. Dwa lata temu nakładem Awakening Records ukazał się ich debiutancki album Spectral Creator. Na koncercie te numery bardzo dobrze się sprawdzały, a sam zespół wypadł zadziwiająco dobrze. Reakcja publiczności na ich występ była bardzo dobra. Myślę, że ci, którym nie było wcześniej dane zobaczyć na żywo tego bandu, koniecznie powinni sięgnąć po ich płytę.
Kolejny polski akcent tego wieczoru, to występ puławskiego Toughness. Powiem Wam, że choć nie jestem wielkim fanem takiego grania, byłem w szoku, bo zespół tworzą naprawdę bardzo młodzi ludzie, a Death Metal w ich wykonaniu jest niezwykle zaawansowany technicznie; ba!, powiem więcej: Panowie z Immolation powinni uważać, bo wyrosła im niezła konkurencja. Niezwykle gęsty, bardzo intensywny set zagrany z iście mistrzowską precyzją przykuł uwagę wielu maniaków i choć jak dla mnie było to zbyt intensywne i połamane granie, doceniam warsztat Toughness.
Po występach krajowych załóg przyszedł czas na przysłowiową wisienkę na torcie, oto na scenie pojawił się LEFT TO DIE, który bez zbędnych ceregieli wytoczył od razu ciężką artylerię, rozpoczynając koncert tytułowym utworem Leprosy.
Ciężar sączący się z głośników wgniótł mnie w ścianę, fani pod sceną, choć grzęznący w smolistych oparach zgnilizny i rozkładu, poruszali się jak opętani.Wokale Matta wdzierały się z niezwykłą intensywnością w umysł, zbita czarna masa ludzi pulsowała pod sceną niczym ogromne cielsko besti. Kolejny numer, również z drugiego albumu DEATH, to znacznie szybszy Born Dead i tu nie było czasu na wytchnienie, z każdą chwilą roataczajły się coraz większe kręgi opętania. Rick z zamkniętymi oczami wykonujący ten numer wyglądał jak natchniony. Następny numer z Leprosy – Forgotten Past wgryzał się bezlitośnie w czaszkę, siejąc masową zagładę pod sceną.
Szalejący tłum coraz bardziej cisnął się na barierki, zbijając ludzi w jeden żyworodny opętany przez Bestię organizm.
Kiedy wybrzmiały ostatnie takty utworu, chwilę później rozpętał się Armageddon, ale to nie powinno nikogo dziwić, kiedy na warsztat zespół bierze taki klasyk jak Mutilation czy zagrany zaraz po nim Baptized in Blood. Emocje, jakie towarzyszyły tym utworom, są nie do opisania. Nie pamiętam, kiedy z taką intensywnością pochłonęła mnie muzyka , a to przecież nawet nie połowa koncertu. Kolejny numer tego wieczoru, który nieźle pozamiatał, to bez wątpienia Open Casket. Usłyszenie tego numeru w takim wykonaniu sprawiło mi ogromną przyjemność.
Łzy wzruszenia i ten dreszcz nieopadających emocji towarzyszył mi nieprzerwanie do końca koncertu, ale nie uprzedzajmy faktów. Kolejne strzały z Leprosy to Primitive Ways oraz Choke on It. To istna nawałnica brutalności, przy której łamią się kręgosłupy. Było to jednak zaledwie preludium do masakry, którą wywołał pod sceną Denial of Life. Chłonąłem zachłannie te dźwięki, pragnąc wciąż więcej numerów ze Scream Bloody Gore. Następny numer, który wywołał euforię to Corpse Grinder, a zaraz po nim Left to Die. Micha uśmiechnęła mi się, kiedy popłynęły pierwsze dźwięki Zombie Ritual. Do dziś ten numer potrafi nieźle człowiekiem pozamiatać, było to można zaobserwować na koncercie LEFT TO DIE spoglądając na ten szalejący tłum – zastanawiam się, skąd ci ludzie mieli tyle energii?
Panowie z LEFT TO DIE byli bardzo zadowoleni z żywiołowej reakcji publiczności i chyba na długo zapadnie im ten koncert w pamięci, bo pod sceną była istna masakra. Pull the Plug, mocarnie brzmiący na koncercie numer, to istny zgniatacz kości. Także ten numer zrobił pod sceną spore spustoszenie. Całość koncertu zakończyła się Evil Dead. Cholernie dobry set pozostawił jednak spory niedosyt – zabrakło kilku ulubionych numerów, choćby Infernal Death, Sacrificial, Torn to Pieces czy tytułowy Scream Bloody Gore. Tak czy inaczej, był to niezwykle udany koncert, obok występu DESTRÖYER 666 najciekawszy jak dotąd koncert w tym roku.
NecronosferatuS