ANGEL DUST. Krocząc w mroczną przeszłość.
Niemiecka scena lat 80., to prawdziwa kopalnia wybitnych arcydzieł gatunku. Jedną z takich kapel bez wątpienia jest powstały w Dortmundzie w 1984 roku ANGEL DUST. Ich demo Marching for Revenge zrobiło na scenie spore zamieszanie w tamtym czasie. Zespół dość szybko ugruntował swoją pozycję, by w roku 1986 podpsać kontrakt z Disaster Records, po to, by dać światu jedyny w swoim rodzaju album Into The Dark Past. Doskonały Speed/ Thrash wyróżniał się znacząco na tle powstałych wtedy albumów i choć trudno było konkurować ANGEL DUST z takimi tuzami jak KREATOR, SODOM, DESTRUCTION, debiut ANGEL DUST przykuł uwagę maniaków drapieżnego metalu. Wielu z dorwawszy ten album, zachłystywało się zawartą tam muzyką. Było w niej tyle energii. SPEED METAL najwyższej prominencji, doskonałe brzmienie dodatkowo podsycało tą atmosferę i do dziś słucha się tych nagrań z wypiekami na twarzy.
Stronę A rozpoczyna instrumentalny Into the Dark Past, będący melodią z soundtracku klasycznego dzieła Lucio Fulci – The Beyond, znanego w naszym kraju jako Hotel Siedmiu Bram. Chwilę po tym wstępie wyłania się niezwykle dynamiczny I'll Come Back. Ten numer to istny dynamit – niezwykle żywiołowo zagrany kawałek, coś fantastycznego. Kolejnym numerem na tej ponadczasowej płycie jest rozpoczynający się galopadom na basie Legions of Destructon. Jeden z mocniejszych numerów na tym albumie, z kilkoma znakomitymi partiami gitar i tym charakterystycznym wokalem Romme Keymer – coś wspaniałego. Całość pierwszej strony zamyka niemal 8-minutowy Gambler, dość mocno nawiązujący do twórczości DEATHROW. Słucha się tego całkiem przyjemnie, tym bardziej że w tym numerze dużo się dzieje: częste zmiany tempa, gitarowe galopady, tnące niczym śmiercionośne ostrze gilotyny.
Stronę B otwiera Fighter's Return. To jeden z bardziej koszących dupsko numerów na tej płycie, zagrany niezwykle szybko numer siejący niezłe zniszczenie. Kolejny cios, po którym trudno będzie się Wam utrzymać w pionie to Atomic Roar. Wiele się dzieje się w tym numerze za sprawą gęsto zagranych riffów – istne szaleństwo; to zdecydowanie mój faworyt na tej genialnej płycie. Następny Victims of Madness to całkiem zgrabnie brzmiący numer i zaledwie preludium do Marching for Revenge znanego nam z demo, ale tym razem zdecydowanie bardziej intensywnie zagranego, z tą KREATORowską furią. Doskonały numer na podsumowanie całości albumu, kltóry nieustannie pulsuje tą Speed Metalową energią – kocham takie granie.
ANGEL DUST miał ogromny potencjał dlatego, kiedy SPEED/ THRASH przeżywał swój szczyt popularności, zespół miał spore szanse stać się wielkim. Niestety brak determinacji oraz roszady w składzie przekreśliły tą szansę. Wiązałem z tym zespołem wielkie oczekiwania, niestety po odejściu gitarzysto-wokalisty Romme Keymera ANGEL DUST porzucił dawną muzyczną estetykę, by z każdą kolejną płytą coraz bardziej oddalać się od swoich pierwocin.
Wydana dwa lata po debiucie płyta To Dust You Will Decay, choć posiadała pewne wspólne cechy łączące oba materiały ze sobą. Za to brak w składzie Romme Keymera był tu bardzo odczuwalny. Poza tym zespół wyraźnie obrał kurs na bardziej komercyjną muzykę, słychać to na kolejnych albumach ANGEL DUST. Spoglądając z perspektywy czasu – To Dust You Will Decay nie było złym materiałem, choć znacznie bardziej przystępnym i mniej agresywnym niż jego poprzednik.
ANGEL DUST traciło swoja tożsamość, starając się ugrać coś dla siebie na HEAVY METALowej scenie i choć ich późniejsze albumy nie są najgorsze, to jednak żaden z nich nie może się równać z Into The Dark Past. To cholernie smutne, ale z czasem ANGEL DUST stał się kolejnym niewyróżniającym się z tłumu zespołem.
Słuchając po latach Into The Dark Past, stwierdzam, że ten materiał przetrwał w naszej świadomości jako genialne SPEED METALOWE dzieło, do którego chętnie co jakiś czas wracam, a do kolejnych albumów ANGEL DUST już niekoniecznie.
NecronosferatuS