Albumy koncertowe wszech czasów: JUDAS PRIEST Unleashed In The East
Lata 80. to dla nas nieustanne zmaganie się z szarą rzeczywistością. Polska odcięta od Zachodu żelazną kurtyną, choć pozbawiona możliwości obcowania z całą masą koncertów ulubionych wykonawców, powoli podnosi łeb, by zrobić w końcu wyrwę w murze; by móc rozproszyć czarne chmury gromadzące się nieustannie nad naszym krajem i w końcu poczuć świeży powiew nadchodzących zmian.
W roku 1983 poraz pierwszy nawiedza nasz kraj zespół UFO. Byłem zbyt młody, by być na tym wydarzeniu, które odbyło się 29.01.83 w katowickim Spodku. Koncert nie dość, że ze świetnego okresu działalności zespołu, to jeszcze z Billy Sheehanem w roli basisty.
Nie mogłem przestać żałować tego koncertu, dlatego rok później uciekłem z domu, by zobaczyć na warszawskim Torwarze IRON MAIDEN i powiem Wam, że ten koncert, choć pamiętam jak przez mgłę, był i jest dla mnie bardzo ważnym przeżyciem. Myślę, że po tym gigu zdałem sobie sprawę, że moje życie nieustannie będzie związane z tą muzyką. Zrozumiałem również, że Metal jest nierozerwalną częścią mojego życia. Od tego momentu stałem się maniakalnym wyznawcą tej muzyki.
Rok później, 19 maja 1985 roku w poznańskiej Hali Arena zaliczam kolejny doskonały koncert duńskiego PRETTY MAIDS promującego swój debiut Red, Hot and Heavy. Na tym koncercie był również nasz KAT i HANOI ROCKS.
Jakiś czas temu trafiłem na YouTubie na bootleg z tego koncertu https://www.youtube.com/watch?v=Pjd4XeuxFu4. Ależ mi to sprawiło radochę – od razu odżyły dawne wspomnienia. Co ciekawe, od tego czasu PRETTY MAIDS już nigdy więcej nie zawitało do naszego kraju. Widziałem ich występ jeszcze raz w Ostrawie kilka lat temu i było to doskonałe przeżycie. Ronnie Atkins był jak zwykle w znakomitej formie.
W tym samym roku w Hali Wisły w Krakowie było mi dane zobaczyć SAXON. To było dla mnie (nastolatka) coś, czego nie da się w tej chili opisać. Pamiętam perkusyjne solo Glocklera, grał on wtedy płonącymi pałkami – ależ wtedy robiło to wrażenie.
Rok 1986 dla metalowej społeczności w naszym kraju wydaje się bardzo szczególny. Powstają dwa bardzo ważne festiwale: Metalmania oraz Metal Battle. Coś zaczęło wyraźnie zmieniać się na lepsze. Coraz więcej zespołów przestało omijać nasz kraj jako zaścianek cywilizacji.
W katowickim Spodku co roku zaczęły się odbywać cyklicznie wspomniane dwie imprezy. Jest to bez wątpienia sporą zasługa Tomasza Dziubińskiego, który był współinicjatorem tych przedsięwzięć. Nie bez znaczenia była tu również rola radiowej audycji Krzysztofa Brankowskiego i Marka Gaszyńskiego – Muzyka Młodych.
W katowickim Spodku było mi dane po raz pierwszy zobaczyć m.in. OVERKILL, RUNNING WILD, HALLOWEEN, EXUMER, NASTY SAVAGE, ATOMCKRAFT, KREATOR, RAGE, SODOM, PROTECTOR czy w końcu ACCEPT oraz METALLIKA, która wtedy była absolutną gwiazdą światowego formatu.
Ciągły niezaspokojony głód muzyki na żywo trudno było nasycić. Myślę, że było to zjawisko globalne, występujące również w krajach zachodnich, gdzie tych koncertów było znacznie więcej. Mimo to pamiętajmy, to czasy bez internetu, materiały video ukazywały się sporadycznie, bo realizacja takich przedsięwzięć była niezwykle kosztowna. Dlatego ludzie byli spragnieni koncertów.
Pamiętam, jak w krakowskim klubie Pod Przewiązką ludzie z Rock Servis wraz z szefem giełdy płytowej Jerzym Skarżyńskim organizowali pokazy koncertowe. Ile wtedy ludzi przychodziło na te spotkania, by wspólnie emocjonować się koncertami SCORPIONS, RUSH, KISS, IRON MAIDEN czy JUDAS PRIEST. Ten, kto bywał tam, wie jakie tłumy ludzi tam przychodziły. Czasem nie było szans wcisnąć igły tak, było wszystko zbite ze sobą – jedna masa ludzka spragniona metalowej muzyki.
Pamiętam, jak wielu ludzi zgromadził Pod Przewiązką festiwal z Dortmundu, gdzie zagrały po godzinie JUDAS PRIEST, IRON MAIDEN, SCORPIONS, OZZY, QUIET RIOT i DEF LEPPARD. To, co tam się działo to istne szaleństwo.
Młodzież w naszym kraju potrzebowała czegoś, co pomoże im w naturalny sposób rozładować napięcia i frustracje spowodowane szarością życia. Dlatego koncerty dla nas wtedy były tak ważne. Potrzebowaliśmy odrobiny szaleństwa, tej pozytywnej energii, atmosfery wspólnego przeżywania kochanej muzyki w gronie podobnych sobie maniaków.
Problem w tym, że kapele koncertowały w naszym kraju niezbyt często. Dlatego każdy taki koncert urastał do rangi narodowego święta, gromadząc tysiące wygłodniałych ostrej muzyki ludzi, którzy nie często przyjeżdżali całymi ekipami z najdalszych zakątków kraju, na każdej edycji Metalmanii czy Metal Battle gromadząc 8-10 tys. maniaków.
W jednym wywiadów Roni z NASTY SAVAGE wspomina koncert na Metal Battle w katowickim Spodku. Nigdy później jego zespół nie zagrał przed tak liczną publicznością. To samo twierdził PROTECTOR.
Z czasem polska publiczność zyskała miano najdzikszej w Europie. Podejrzewam, że ten czynnik zaczął przyciągać coraz więcej wykonawców, ponieważ w większości krajów publiczność nie reagowała już tak na muzykę. Być może przesyt koncertowy lub znacznie mniejszy temperament spowodowały to zachowanie zachodnich fanów.
Dla tego albumy koncertowe miały tu jak najbardziej rację bytu. Co prawda było to zaledwie namiastką tego, czego człowiek doświadczał podczas bezpośredniego kontaktu z muzyką na żywo, ale dawało nam to wiele radości.
Poza tym wiele z tych kapel wtedy jeszcze nie odwiedzało Polski. O MOTÖRHEAD, JUDAS PRIEST, SCORPIONS, BLACK SABBATH można było tylko pomarzyć. To samo SLAYER czy VENOM, które wtedy miały tu naprawdę pokaźną rzeszę wyznawców. Z pewnością znacznie łatwiej było zdobyć koncertowy album ulubionego wykonawcy, niż zobaczyć ten zespół na żywo. W przypadku IRON MAIDEN udało mi się to zrealizować szybciej, niż się spodziewałem, ale w przypadku JUDAS PRIEST, SCORPIONS , UFO czy MOTÖRHEAD było znacznie gorzej.
Wielu z nas sięgało po koncertowe wydawnictwa, by poczuć choć namiastkę tego szczęścia. Pamiętam, jak po raz pierwszy dorwałem na giełdzie samochodowej JUDAS PRIEST – Unleashed In The East. Zaskoczyło mnie, ile te numery w wersji koncertowej mają mocy. Było to znacznie dziksze i nieokiełzane. Od razu pokochałem porywczość tego albumu. Na studyjnych płytach te numery nie brzmiały tak drapieżnie.
Do dziś uważam ten koncert za jeden z najważniejszych w historii gatunku. Niewiele koncertowych albumów może równać się z zawartością Unleashed In The East. Na pewno jednym z moich faworytów jest do dziś MOTÖRHEAD – No Sleep 'til Hammersmith, IRON MAIDEN – Live After Death (którego przedsmak mogłem doświadczyć podczas warszawskiego koncertu w Hali Torwar), BLACK SABBATH – Live Evil z nieodżałowanym Dio na wokalu i SCORPIONS – World Wide Live.
Do tych koncertów najczęściej wracałem co jakiś czas, później dodając do tego grona KISS – Alive II. Jakże byłem zdruzgotany, kiedy odkryłem, że jest sfingowany studyjny koncert. Ten fakt nie przeszkadzał mi nadal lubić ten album, ze względu na zawartość czwartej studyjnej strony, gdzie było kilka znakomitych kompozycji KISS, choćby All American Man czy Rocket Ride. To kilka z nich, a było tam w sumie 5 nowych numerów; tak, że nie mogłem narzekać, nawet jeżeli na trzech pozostałych stronach publiczność była podkładana. Zresztą to nie odosobniony przypadek.
Pamiętacie koncertowe wydawnictwo SLAYER – Live Undead? Otóż to taki sam studyjny produkt, no ale jak fanie sprokurowany. :-) Do dziś, mimo świadomości oszustwa lubię słuchać tego albumu. Zresztą podobnie wygląda sprawa w przypadku JUDAS PRIEST i jego pierwszego oficjalnego albumu live Unleashed In The East, przez wielu złośliwców nazwanego Unleashed in the Studio. Nie jest tajemnicą, że na obu tokijskich występach JUDAS PRIEST Rob był mocno przeziębiony, a jakość zarejestrowanych wokali dawała wiele do życzenia. Dlatego zespół ostatecznie zdecydował się na ponowne dogranie ścieżek wokalnych do całości koncertu. Podmiany ścieżek wokalnych na tym koncercie nie uważam za coś zdrożnego, choćby dlatego, że dostaliśmy lepszy materiał. Poza tym cała reszta zapisu koncertu została zachowana bez zmian. Ten koncert posiada niezwykłą energię, trudno byłoby to uzyskać w studyjnych warunkach.
Utwory, które znamy z Sad Wings of Destiny, Sin Afer Sin czy Stained Class brzmią tu znacznie drapieżniej, niż ma to miejsce na studyjnych wersjach. Wystarczy wymienić Genocide, Exciter, Sinner, Tyrant czy Ripper, by dostrzec, jak niezwykłej transformacji dokonał zespół na koncertowym albumie. Ukazał prawdziwą moc tych numerów, które w wersjach studyjnych wiele traciły za sprawą producentów, którzy nie potrafili oddać pełnej mocy tych świetnych kompozycji. Na tym koncercie JUDAS PRIEST ukazał swoją prawdziwą heavy metalową naturę Bestii, która potrafi wstrząsnąć światem.
Dlatego Unleashed In The East będzie dla mnie dziełem bardzo ważnym, wręcz przełomowym dla zespołu. Może właśnie dlatego kolejny album JUDAS PRIEST – British Steel okazał się tak wielkim sukcesem, ponieważ zespół był już świadomy tego, jak ma brzmieć ich muzyka .
NecronosferatuS